Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Toruńskiej im. bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego

Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Toruńskiej

im. bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego

»   Rekolekcje w Ognisku Miłości w Olszy

2017-09-14
W dniach 14 – 20 sierpnia miałem możliwość uczestnictwa w rekolekcjach w ciszy. Odbywały się one niedaleko Łodzi, a dokładnie w miejscowości Olsza. Jest tam wspólnota, która nazywa się ,,Ognisko miłości”. W Polsce istnieją dwa takie miejsca, w Olszy i w Kaliszanach.
Wspólnoty te powstały we Francji, gdzie jest ich kilkanaście. Ich korzenie sięgają osoby Marty Robin, o której słów kilka. Marta Robin urodziła się 13 marca 1902 w Châteauneuf-de-Galaure. Mieszkała wraz z rodzicami i rodzeństwem na gospodarstwie. W wieku szesnastu lat doznała paraliżu, początkowo rąk i nóg, który w kolejnych latach postępował. To uniemożliwiło jej pomoc rodzicom. Sama stała się przez to obiektem pomocy, co bardzo jej ciążyło i stało się powodem wielu przykrości. Ponadto towarzyszył jej stały ból i jak się później okazało, były to objawy wirusowego zapalenia mózgu.

W 1926 roku Marta oddała całe swoje życie Jezusowi. Był to czas trudny, ponieważ po trzy-tygodniowej śpiączce i ogólnym osłabieniu wydawało się, że choroba wygrała i zmierza ku końcowi, ale był to też czas piękny. Marta miała łaskę trwania przy Jezusie i rozmawiania z Nim. Widziała także Matkę Bożą i wielu świętych. Każdego czwartku przyjmowała Komunię Świętą, a od wieczora jednoczyła się z Jezusem w Jego męce i w tym stanie trwała przez cały piątek. Był to też czas, gdy Pan Jezus ukazywał jej przebieg Swojej Męki, podobnie jak bł. Katarzynie Emmerich.

Paraliż uniemożliwił Marcie także przełykanie. Wszystkimi siłami próbowano temu zaradzić, aby Marta nie umarła z głodu, ale nawet podawanie jedzenia na siłę nie przynosiło skutku. Jedyne co Marta mogła przyjmować, była Eucharystia. Przez około pięćdziesiąt lat był to jedyny Pokarm Marty. Marta znana była ze swojego daru słuchania i współczucia. Sama mając tak wiele trudności, potrafiła całkowicie oddać siebie swojemu rozmówcy. Zaczęło do jej domu przybywać coraz więcej ludzi. Znanych jest sto tysięcy osób, które ją odwiedziły za życia. W tym klimacie, we współpracy z ks. Georges’em Finet’em, proboszczem miejscowej parafii, powstało pierwsze ,,Ognisko miłości’’, a także model pięciodniowych rekolekcji w ciszy. Marta zmarła 6 lutego 1981 roku, mając 79 lat. Po jej śmierci ,,Ogniska Miłości’’ zaczęły powstawać także poza Francją. Pięć lat po jej śmierci rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny. 7 listopada 2014 roku papież Franciszek ogłosił dekret o heroiczności jej cnót.

Każde rekolekcje w ciszy mają to do siebie, że uczestnicząc w nich bardziej nastawiamy się na słuchanie niż na własną aktywność na modlitwie. Pierwszą trudnością z jaką przyszło nam się zmierzyć był brak komunikacji. Brak rozmów przy posiłkach i ze współlokatorem w pokoju początkowo wydawał się sztuczny i czasami uciążliwy, ale koniec rekolekcji pokazał, że właśnie przez to był to czas owocny.

Tematyką tych rekolekcji była miłość do samego siebie. Rekolekcje prowadził ojciec ogniska, ks. Sławomir Sosnowski. Każdego dnia były trzy konferencje. W nich ksiądz wyszedł od miłości Bożej względem człowieka, pierwszego dnia, a skończywszy na miłości człowieka względem Boga, ostatniego dnia. Pomiędzy były poruszane drogi, które w budowaniu tej relacji mogą pomóc i przeszkody, które jej utrudniają. Jak już wspomniałem, akcent rekolekcji padał na uzdrowienie miłości do samego siebie, co, jak się okazuje, jest podstawą do relacji z Panem Bogiem i z innymi ludźmi, opierając to na zasadzie: ,,Miłuj bliźniego jak siebie samego’’.

Celem rekolekcji w ciszy jest stwarzanie warunków do osobistej relacji z Panem Bogiem, dlatego dla każdego ten czas mógł być inny. Powoduje to też, że o rekolekcjach w ciszy można mówić w sposób ogólny, jak to do tej pory czyniłem, ale istotą takich rekolekcji jest osobisty czas przeżyty z Panem Bogiem, dlatego pragnę podzielić się krótko takim właśnie doświadczeniem.

Pierwszą rzeczą jaka do mnie dotarła bardzo mocno, jest komunia, więź, jaką Pan Bóg tworzy z nami. Tyle razy o tym słuchałem, ale chyba dopiero teraz to usłyszałem, że Pan Bóg wcielając się w człowieka tak bardzo chce być blisko mnie. Jezus chce posługiwać się moimi rękami, moimi nogami, moim językiem, aby działać, aby czynić dobro, aby budować królestwo Boże na ziemi. Nie musi być to nic wielkiego, żaden heroiczny czyn, ale prosta codzienność. Tam, gdzie żyję, tam, gdzie w danym momencie jestem, mogę każde działanie podejmować z Jezusem, jeśli tylko w to wierzę, jeśli tylko Go przyjmuję, jeśli tylko pozwalam Mu działać. O tym mówiła Marta Robin, która jest kontynuatorką tzw. ,,Małej Drogi’’ św. Teresy z Lisieux. Gdy staram się podporządkowywać swoją wolę woli Bożej, to Pan Bóg mi nie zabiera wolności. Nie staję się niewolnikiem, nikt nie przejmuje kontroli nade mną, bo Bóg szanuje mój wolny wybór. Paradoksalnie, moja wolność się wtedy rozwija, gdy powierzam Mu swoją wolę, bo z czasem nie z obowiązku czynię dobro, ale z pragnienia.

Druga rzecz, tyczy się właśnie miłości do samego siebie. Jak wiele jest tutaj trudności? Jak cienka nieraz granica dzieli choćby prawdziwą o fałszywej pokory? Bardzo pomocne dla mnie było ukazanie własnego życia jako daru darmo danego. Z jednej strony niczym sobie na ten dar nie zasłużyłem, a z drugiej, nie żyję tylko dla siebie, nie mam wyłącznego prawa do swojego życia.

Kolejną rzeczą jest poczucie własnej wartości. Rekolekcje te dały mi odpowiedź, że własną wartość mam budować na dziecięctwie Bożym. To miłość Boża ma być tym fundamentem, na którym prawidłowo może się rozwijać ludzka osobowość. Pan Jezus nigdy nie wchodził w rolę, w jaką wpychali Go ludzie, wiedząc Kim jest, zawsze był Sobą.

Jeszcze inną kwestią poruszoną przez księdza, która mnie dotknęła, była umiejętność życia pełnią teraźniejszości. Często zdarza się, że mijamy się z tym, co jest, wspominając wydarzenia z przeszłości albo marząc, planując to, co nadejdzie. Z tego wynika ciągłe niezadowolenie, niespełnienie swoich oczekiwań. Pan Jezus nawet w czasie swojej drogi na śmierć potrafił pocieszać płaczące niewiasty, nie skupiając się wyłącznie na tym, co nadejdzie, a przecież perspektywa rychłej śmierci mogłaby być wystarczającym powodem do niezwracania uwagi na nic innego. Właśnie Marta Robin, burząc stereotyp mistyka oderwanego od rzeczywistości, potrafiła zaraz po czasie ekstazy, który trwał czasem nawet 2-3 dni, normalnie zapytać o postęp prac na polu, czy inne prozaiczne czynności.
Rekolekcje w Olszy charakteryzowały się według mnie dobrą proporcją. Rozpoczynaliśmy dzień półgodzinną modlitwą w ciszy. W tym czasie bez słów, starając się odrzucać rozproszenia, mieliśmy trwać w Bożej obecności. Dalej na przemian były posiłki i konferencje aż do wieczora. Około godziny piętnastej był Różaniec. Zaś każdego wieczora odbywało się nabożeństwo, codziennie inne, w którym zawierzaliśmy Panu Bogu to, co udało się przepracować w sercu w ciągu dnia. Na przykład we wtorek, w geście podejścia do krzyża, dotknięcia go i ucałowania, oddawaliśmy Jezusowi to, co nam ciąży, to z czym nie możemy się pogodzić w naszym życiu. Te wszystkie punkty dnia miały swój rytm, w którym każdy mógł głębiej popracować nad własną relacją do siebie samego, do Pana Boga i do innych albo raczej dać Panu Bogu popracować we mnie, w moim sercu.

Myślę, że dobrym podsumowaniem tych paru dni w ciszy mogą być słowa pewnego księdza, który brał udział w rekolekcjach jako uczestnik. Porównał on ,,Ognisko Miłości” do prawdziwego ogniska, które zawsze się tli, zawsze jest w nim ten żar i jest po to, aby inni mogli od niego odpalać i zanosić ten ogień do siebie, do miejsc, w których żyją.


kl. Jan Melzacki
Liturgia na dziś »
Zobacz »




© 2016-2017 Wykonanie Marcin Koźliński / Toruń / SYSPiR CMS
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies